To, że na blogu jest głównie
literatura dziecięca wynika z faktu, że ja na własną lekturę mam mało
czasu, nie mniej jednak dzień bez choć jednego rozdziału to dla mnie
dzień stracony. Więc czytam, czytam mało, zdecydowanie za mało (chyba,
że brać pod uwagę książkę o przepisach ruchu drogowego) ale tą książkę
połknęłam w tydzień. Zarwałam przez nią tylko jedną noc więc źle nie
jest, na więcej nie miałam siły.
Bardzo
chciałam poznać ks. Jana, może nie osobiście ale poprzez jego własne
słowa. Dużo słyszałam, czytam, wiedziałam, że ten człowiek "dobrze mówi".
Lubie słuchać księży, nie może nie koniecznie księży ale ludzi którzy dobrze
mówią. Dobrze to nie znaczy po mojej myśli, dobrze to znaczy tak, że
skłaniają mnie do zastanowienia się nad własnym życiem. Nie narzucają
ale dają takiego kopa, nie pozwalają spać w nocy, a do wniosków dochodzę
sama. Lubię ludzi charyzmatycznych, zwłaszcza w kwestiach wiary, ale
nie takich którzy porywają za sobą, którzy porywają tłumy aby szły za
nimi, tylko takich którzy porywają tłumy aby szły za Jezusem !
Tak
się złożyło, że nie zdążyłam ks. Jana posłuchać ani poczytać jego
kazań, nim zmarł. Książka dotarła już po jego śmierci. Teraz ks.Jan jest
wszędzie, teraz jego słowa wysłuchuje się samoistnie, bo na facebooku
same do mnie przychodzą. Jednak są to wybrane fragmenty, urywki,
strzępki wypowiedzi. Natomiast książka to zupełnie inna bajka. A w
zasadzie to wcale nie bajka, to opowieść o życiu i śmierci.
Nie czytałam dwóch poprzednich książek ks. Jana, ale za to teraz
jestem pewna, że to ulegnie zmianie jeszcze tej jesieni kiedy tylko
dorwę nieco więcej czasu. Wybrałam książkę ostatnią ze względu na
przypisek "nieco poważniej niż zwykle", jak już czytać to od
najcięższego, na lekkości przyjdzie jeszcze czas.
Grunt pod
nogami to zbiór kazań ks. Kaczkowskiego przelanych na papier. Jak czyta
się kazania, (czyta nie słucha) wyśmienicie. Dlaczego ?
Bo można się zatrzymać w dowolnym momencie, przeczytać raz jeszcze, odłożyć książkę i pomyśleć.
Dlaczego
dobrze się czyta te konkretne kazania, hmm... Myślę, że przyczyn jest
kilka. Lekkość mowy i wymowy autora, jego bezpośredniość i nie owijanie w
bawełnę, aż w końcu wiarygodność. Co zapewnia mu tą wiarygodność, co
sprawia, że każdy z nas wie, że ten człowiek nie pisze bajek? Myślę, że
to choroba z jaką przyszło się autorowi tej książki zmierzyć. Bo to ona
sprawia, że musimy mu uwierzyć, ten człowiek nie fantazjuje o
cierpieniu, o bólu, o lęku, o samotności o walce, o pogodzeniu się z losem, o
zbliżającej się śmierci, on to czyni. To sprawa numer jeden, druga
kwestia jest taka iż ks. Jan był dyrektorem i załozycielem Puckiego Hospicjum. Na co dzień
był z ludźmi aż po kres ich dni, pomagał im być, pomagał im odejść, wspierał również ich bliskim którzy to cierpienie z pacjentami dzielą.
Książka to kazania ale nie tylko, znajdziecie tu także bardzo ważne i odnoszące się do tematyki lektury
fragmenty Ewangelii: o wierności, odwadze, uczciwości, sumieniu,
dobroci, miłości do drugiego człowieka. Fragmenty Pisma Świętego które dodawały ks. Janowi mocy.
Książka nie jest łatwa, choć czyta się ją lekko. Książka nie jest
łatwa bo temat do przyjemnych nie należy. A my młodzi, zdrowi w pełni
szczęścia nie chcemy myśleć o tym co jest gdzieś tam ale nas nie
dotyczy. Lepiej przecież odwrócić wzrok bo jeszcze ściągniemy na siebie
jakieś nieszczęście. Jednak tak się składa, że nie jesteśmy nadludźmi i
prędzej czy później choroba, śmierci dotknie i nas, naszych bliskich, wtedy
przyjdzie nam to przeżywać i przyjdzie czas na przemyślenia. Jesteśmy
twardzi i nieugięci aż do pierwszej czasem drugiej porażki a potem
załamujemy ręce przy okazji trując otoczenie. A grunt pod naszymi nogami musi być stabilny, nie grząski, nie sypki, stabilny i niezniszczalny...
Zaczynamy czytać książkę i widzimy te słowa
„Dziękuję ci, mój raku, że wyzwoliłeś mnie z wielu strachów”. Kiedy nie
mamy już wiele do stracenia, bo cóż jest ważniejszego tu w naszym
ziemskim bycie niż życie, wtedy przewartościowane zostaje całe nasze jestestwo . Zresztą nie trzeba zaraz raka, wystarczy kiedy dziecko łapie gorączka 40 stopni, świat się zatrzymuje,
przestają liczyć się pierdoły, ważne jest tu i teraz, jedyny nasz strach
to obawa o zdrowie najbliższej osoby. Możemy oczywiście hipotetycznie
zadać sobie pytanie co byśmy zrobili gdyby się okazało, że dokładnie
wiemy ile przed nami życia, że dajmy na to mamy czas do środy. Jednak nasza psychika nie pozwoli nam
potraktować takiego pytania na serio, w końcu przypadki chodzą po
ludziach, ale nas omijają wielkim łukiem.
Nie
chcę wchodzić tu w kwestie religijne, to zrobi najlepiej sam ks. Jan. Książka nie wymaga polecania, wystarczy sama osoba autora. Jednak
ostrzegam, ks. Jan Kaczkowski sprawdzi na jakim gruncie stają Wasze nogi
? Ksiądz stale skłania do zadawania sobie pytania "a ja?", "jak to jest
ze mną?".
Fani autoironii i humoru księdza Janka nie będą
zawiedzeni, mimo powagi, na dobry humor nie zabrakło miejsca. I choć
wiem, że książka z racji powołania samego autora jest książka w której
czuć Boga, posiada wymiar uniwersalny, nawet zadeklarowany ateista
znajdzie tu przesłanie dla siebie.
Uwaga. Kupując tą książkę wspieracie hospicjum założone przez ks. Jana.
Hospicjum można też wesprzeć bezpośrednio, przelewem, każda złotówka ma znaczenie.
Puckie Hospicjum pw. św. Ojca Pio
84-100 Puck, ul. Dziedzictwa Jana Pawła II 12
Bank Spółdzielczy w Krokowej
30 8349 0002 0004 6633 2000 0010
Bank Spółdzielczy w Pucku
38 8348 0003 0000 0017 2404 0001
„Grunt pod nogami”
Autor: Jan Kaczkowski
Wydawnictwo Wam
Oprawa: Twarda
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 232
Podtytuł: Ksiądz Jan Kaczkowski nieco poważniej niż zwykle
Wymiary: 15.0x21.0x2 cm
Autor: Jan Kaczkowski
Wydawnictwo Wam
Oprawa: Twarda
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 232
Podtytuł: Ksiądz Jan Kaczkowski nieco poważniej niż zwykle
Wymiary: 15.0x21.0x2 cm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.