Muszę przyznać, że nie pamiętam tej książeczki z dzieciństwa, choć
należy ona do kanonu lektur szkolnych już od dawien dawna. Jednak kiedy Wojtuś była 3 latkiem trafiłam na nią przypadkiem, sięgnęłam ze względu na imię. Jak przyjemnie słyszeć w treści własne imię, zwłaszcza gdy tyczy się małego chłopca, stąd już tylko o krok do wyobrażenia sobie siebie w złotym hełmie.
Pamiętam, że ilekroć czytałam tą książkę pod koniec łamał mi się głos, pamiętam, też że Wojtusiowi się bardzo spodobał główny bohater i tematyka. Czesław Janczarski (autor Misia Uszatka) stworzył piękną, rymowaną opowieść o marzeniach, prawdziwym bohaterstwie i o tym jak sny się spełniają.
Dziś po 1,5 roku znów wróciliśmy do tej
lektury, tym razem już na stałe zagości ona na naszej półce. Co się
zmieniło przez ten czas. W moich odczuciach niewiele, głos nadal mi się
łamie a gardło ściska. Za to w odbiorze mojego Wojtka zmieniło się
wszystko. Teraz widzę jak bardzo dorósł, ile więcej pojmuje, jak bardzo
jest emocjonalny i jak potrafi się wczuć w role bohatera który teraz już
jest prawie, prawie jego równolatkiem.
Bardzo
się ucieszyłam kiedy zobaczyłam nowe wydanie tej ponadczasowej lektury
które własnie wypłynęło z Wydawnictwa Nasza Księgarnia. Ilustracje przywodzą m na myśl stare książki które czytałam jako mała 6-7 letnia
dziewczynka. Matowe karty jeszcze to odczucie wzmagają. Naprawdę
cudownie oddają treść i przekazują sens. W porównaniu do książki którą
miałam uprzednio w w ręku jest dużo mniej tekstu na stronę przez co
przypada dużo więcej obrazów na tekst i Wojtuś jeszcze lepiej podąża za
treścią. Łada stonowana kolorystyka, klimatyczne, tworzące odpowiedni
dla czytanych zwrotek nastrój. Zdecydowanie nowe wydanie podąża i
dostosowuje się do starego tekstu. Tworzą zgrany duet.
Bo
choć pierwsze wydanie zostało opublikowane w 1950 roku to jakże
aktualny to temat. Niektóre marzenia się nigdy nie starzeją a strażakami
chłopcy chcieli być tak półwieku temu jak i dziś bo którzy nie marzy o
byciu prawdziwym bohaterem, niesieniu pomocy innym, brnięciu przez miast
pośród wiwatów w czerwonym lśniącym aucie i noszeniu na głowie z wysoko
podniesiony czołem błyszczącego w słońcu hełmu.
Wojtuś
miała takie właśnie marzenie, marzenie które dorosłym nie mieściło się w
głowie. Bo jakże mały chłopiec i pożary, nierealne. A tym czasem los
się tak potoczyl, że nasz bohater staną oko w oko z
wielkim niebezpieczeństwem i nie bacząc na ryzyko jakie ponosi, rzucił się
na pomoc. Bohater jakich mało.
Los
poddał go próbie, którą zdał na medal. Na przykładzie Wojtka autor uczy,
że wytrwałością
i wiarą można osiągnąć cel. Dziecko z lektury tej książeczki dowie się
też jak wygląda praca strażaka, jak niebezpieczny jest ogień
oraz jak zachować się w przypadku pożaru. Książeczka może być wstępem do
rozmowy z dzieckiem na ten temat.
I
choć niektóre rzeczy mogą zaskoczyć współczesnego czytelnika (jak to
dlaczego małe niemowlę zostało samo w domu bez opieki, gdy wszyscy
poszli do żniw), bo czasy już nie te, to mimo wszystko lekture czyta się
wyśmienicie.
Majstersztyk literatury dziecięcej.
Jak Wojtek został strażakiem
forma wydania: książka papierowa
oprawa: zeszytowa
oprawa: zeszytowa
ilustrator: Marianna Sztyma
rok wydania: 2016
liczba stron: 32
format: 200 x 250 mm
przedział wiekowy: 0-6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.