Patrz, Madika, pada śnieg !
W tym roku mamy wielkie szczęście, bo zima wreszcie jest zimowa i choć akurat obecnie ilość śnieżnego puchu nie powala, to jednak tworzone przez nas kartki, ozdoby choinkowe i czytane lektury nabierają całkiem innego wymiaru i atrakcyjności. W końcu dłużące się wieczory bez śniegu i tonące w szarości oraz słocie to taka marna namiastka grudnia. A kiedy choć cienka warstewka bieli pokrywa świat wszystko jest takie bardziej magiczne i zimowe.
Patrz, Madika, pada śnieg! To nie nowa książka, to wręcz przeciwnie bardzo stara książka i dlatego tak wyjątkowa. Kto u nas bywa, ten wie jak uwielbiamy te nostalgiczne lektury o starych czasach. Nie tylko ja, dzieci również, o czasach które na dobrą sprawę są im całkiem obce ale pośrednio dzięki temu, że mieszkają na wsi, bardzo zrozumiałe i bliskie.
Przygoda Lisabet, no cóż mrozi krew w żyłach, bo kiedy pomyślę, że taki szkrab zostaje porzucony sam w lesie i to przez własną bezmyślność i dziecięcą beztroskę, to aż mi krew zastyga w żyłach.
Bo obawiam się, że choć moje dzieci są bardziej przewidywalne to czy któremuś nie przyszedł by taki genialny pomysł do głowy, tego wiedzieć na pewno nie mogę. I jako rodzic rozumiem strach i panikę, jaka wlała się w serca rodziców kiedy dowiedzieli się już po zmroku, że ich małe dzieciątko jest gdzieś tam i nikt nie wie gdzie. Zupełnie inaczej odbierają tą książkę dzieci, one widzą wszystko z perspektywy Lisabet. Jedno jest pewne lektura powinna dać również tym najmłodszym do myślenia, żeby lepiej nie jechać w siną dal z obcymi, żeby nie oddalać się od miejsc i ludzi znanych, żeby dla zabawy nie wpaść w poważne tarapaty, które mogą się skończyć naprawdę najgorszym dramatem i to w przeddzień świąt. Na szczęście książka ma szczęśliwe zakończenie, może dlatego że to książka dla dzieci, choć kto wie z Astrid Lindgren nigdy nie wiadomo, może to historia z życia wzięta.
Bo obawiam się, że choć moje dzieci są bardziej przewidywalne to czy któremuś nie przyszedł by taki genialny pomysł do głowy, tego wiedzieć na pewno nie mogę. I jako rodzic rozumiem strach i panikę, jaka wlała się w serca rodziców kiedy dowiedzieli się już po zmroku, że ich małe dzieciątko jest gdzieś tam i nikt nie wie gdzie. Zupełnie inaczej odbierają tą książkę dzieci, one widzą wszystko z perspektywy Lisabet. Jedno jest pewne lektura powinna dać również tym najmłodszym do myślenia, żeby lepiej nie jechać w siną dal z obcymi, żeby nie oddalać się od miejsc i ludzi znanych, żeby dla zabawy nie wpaść w poważne tarapaty, które mogą się skończyć naprawdę najgorszym dramatem i to w przeddzień świąt. Na szczęście książka ma szczęśliwe zakończenie, może dlatego że to książka dla dzieci, choć kto wie z Astrid Lindgren nigdy nie wiadomo, może to historia z życia wzięta.
Astrid Lindgren gdzieś pomiędzy wierszami pokazuje, że nieposłuszeństwo i chęć dorównania innym może być bolesne w skutkach. Cała opowieść zamyka się w dwóch dniach. Pierwszy jest pełen bardzo pozytywnych emocji, z samego rana pada śnieg. Radości nie ma końca, dziewczynki, pies i tata nie mogą opanować się i zaprzestać śnieżnych szaleństw. Jednak owe szaleńcze zabawy kończą się niezbyt szczęśliwie dla Madiki, starszej z sióstr. I tak drugi dzień który miał być tak bardzo przyjemny i przelecieć na świątecznych przygotowaniach, pieczeniu pierniczków oraz wycieczce do miasta z opiekunką po gwiazdkowe prezenty, rozpoczyna się gorączka Madiki.
Lisabet poszła do miasta bez siostry i kiedy kazano jej poczekać przed sklepem, akurat musiał przejeżdżać Gustaw Svenssonów i zagrać na jej dumie, że ona mała i że nie potrafi jak on, jechać z tyłu sań na płozach, a dziewczynka, no cóż. Nie wiele, naprawdę nie wiele myśląc, wskakuje na sanie i z minuty na minutę pakuje się w coraz większe kłopoty...
Na saniach Anderssona, mała pasażerka na gapę jedzie w nieznane. A co robi mężczyzna kiedy dziewczynka wreszcie gdzieś hen, hen po środku gęstego lasu z dala od ludzi ujawnia się?
Zostawia ją samą na pastwę losu i odjeżdża rzucając za nią tylko "Nikt cię nie prosił, żebyś wskakiwała na moje sanie. Tam jest droga! Wracaj sobie!".
Zostawia ją samą na pastwę losu i odjeżdża rzucając za nią tylko "Nikt cię nie prosił, żebyś wskakiwała na moje sanie. Tam jest droga! Wracaj sobie!".
Nie chcę zdradzać kolei losów, naszej bohaterki, ani dramatu jaki rozgrywa się w domu kiedy wszyscy dowiedzą się o małej zgubie.
Mimo wszystko książka jest niezwykła, przynosi otuchę i kończy się bardzo pozytywnie.
Lisabet, po wyczerpujących przygodach wraca do domu, gdzie czeka na nią ukochana i tak bardzo stęskniona siostra Madika. Malutka dziewczynka opowiada wszystko co się wydarzyło, a w końcu obie postanawiają usnąć na jednym łóżku i sprawić rodzicom wielką radość,. kiedy Ci odkryją że zamiast jednej córeczki mają znów dwie.
"No bo pewnie, że to duża różnica, czy jest dwoje dzieci, czy tylko jedno."
Od radości na wieść o tym, że spadł śnieg, po smutek, złość, zwątpienie i rozpacz - pełen wachlarz emocji. Piękna i warta przemyślenia opowieść otoczona zimową kołderką śnieżnego puchu.
format 21,5 x 28 cm
twarda oprawa
ilość stron 32
0 komentarze
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.