Pan Trąba
Książka jest rewelacyjna, kiedy do nas dotarła rzuciłam tylko okiem, na pierwsza stronę. Przeczytałam sama sobie pierwsza rozkładówkę i wiedziałam, że to będzie hit. Od razu podsunęłam ją Wojtkowi i cała rodzina zamieniła się w słuch. Takiego drugiego jak Pan Trąba, to ze świecą szukać. Jeżeli chcecie książki z polotem, takiej przy której łzy ze śmiechu ciekną ciurkiem to zdecydowanie Wam polecam tą publikację.
Lektura jest pisana wierszem i z mistrzowska żonglerką słowem, którą śmiało można włożyć miedzy teksty Brzechwy i Tuwima. Majstersztyk językowy i humorystyczny.
Kim jest Pan Trąba, ano wynalazcą ale nie nie byle jakim. Wszystko co wymyśli jest... niezwykłe. Historia zaczyna się od turbo kapci dla babci, potem płynnie przechodzi w armatę na komary, oraz do trzeciego wynalazku który zachwycił samego burmistrza. Jaki to wynalazek tego Wam nie zdradzę ale dodam, że po jego opatentowaniu Pan Trąba zasłynął. A po burzy która przyszła następnego dnia i wynalazek porwała zasłynął jeszcze bardziej. Na koniec zaś wybrał się w podróż na... słońce. Tak więc mówcie co chcecie ale książka zapowiada się niezwykle ciekawie i tak też jest. O nudzie mowy nie ma. Na pewno nie z Panem Trąbą, choć ja osobiście wole o nim czytać, niż gdybym miała go mieć za sąsiada.
Cóż jeszcze można dodać, grafiki rewelacyjnie dopełniają dzieła, są tak kosmiczne i odlotowe jak całość publikacji. Kosmiczna zabawa na całego. Jedna z fajniejszych rymowanek jakie czytałam lub raczej których słuchałam, lektura na miarę pchły szachrajki. Czyta się ją wybornie, nawet Wojtuś to poczuł, próbował intonować i zmieniać głos choć nigdy tego nie robi gdy samodzielnie czyta. Polecam ogromnie.
1 komentarze
już mnie zaciekawiła ...
OdpowiedzUsuńUwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.